Opublikowane przez: www.bilandima.pl środa, 7 maja 2014

Wrocław 19.02.2011r.



Martusienka91:
 
   Pobudka: 5.30. Dopakowywanie się do reszty (torebka nie podołała, więc wróciłam do opcji torba, ale i tak musiałam pousuwać kilka rzeczy) i na tramwaj. Dotarłam na dworzec, Mikołaj (mwrussiadb) już był, więc czekaliśmy na resztę. Wyszłam naprzeciw Darii (Api) i po drodze spotkałam Paulinę (Kibic). Będąc już w pełnym poznańskim składzie kupiliśmy bilety, a nasz pociąg akurat wjechał na peron. Poszukaliśmy sobie miejsce i przed większość drogi zamulaliśmy, nie do końca jeszcze obudzeni.

   W końcu dotarliśmy do Wrocławia i traf chciał, że nasz pociąg zatrzymał się dokładnie na tym peronie, na którym mieliśmy się spotkać z resztą. Nie musieliśmy czekać długo, chwilę później usłyszałam dzwoniący telefon – to była Patrycja (Doruszka), że już do Nas idzie. Pojawiła się smutna wiadomość, że podkładu do Naszego hymnu nie ma, ale wszyscy byliśmy dobrej nadziei, że jeszcze dotrze. Pozostało Nam czekać na Gosię (Margaret) i Olę (Sasza). Szefowa miała być najpóźniej z Nas wszystkich, a tu nagle miłe zaskoczenie – dotarła wcześniej i widzieliśmy ją jak idzie w naszą stronę z kartką z napisem OFFICIAL POLISH DIMA BILAN FAN CLUB.
   Chwilę później pojawiła się też i Sasza w swojej futrzanej czapce i mogliśmy jechać do Galerii Dominikańskiej. Jednym z pierwszych punktów Naszej działalności fanclubowej był… obiad! Po dożywieniu się przyszła kolej na ogłoszenia parafialne, czyli sprawy FC. Później porobiliśmy zdjęcia Naszym telefonom, na których mieliśmy ustawione tapety z Dimą, dookoła poukładaliśmy butony, katalog Oriflame, była też czapka i zdjęcia z FPR-u. Następnie zdjęcia przy małej fontannie i z Elvisem, a później to dopiero się zaczęło…
   Zaczęły się przygotowania do zdjęć z kartkami, na których wypisane mieliśmy „And I’m you number one fan, you are my superstar” oraz „Nothing else can stop me if I just believe”. Najpierw były zdjęcia za szklaną balustradą, później przyszła kolej na ruchome schody. No i tutaj mieliśmy trochę problemów, bo cały czas ktoś Nam wchodził na schody, ale gdy w końcu się udało to my wjechaliśmy, każdy ze swoją kartką, na górę i od razu w dół, a w tym czasie Sasza nastrzelała Nam mnóstwo fotek. Później będziemy to wszystko kleić ;)
   Nie obyło się bez szalonego pomysłu zdjęć z tekstem w windzie, ale jak na złość co chwila ktoś się do Nas dosiadał, a jak już nikogo nie było, to akurat drzwi otwierały się nie na tym piętrze, co był aparat :D

   Pozostało nam zwerbowanie kilku osób, żeby dokończyć zdjęcia z kartkami i Nasza akcja w centrum handlowym się zakończyła (podczas, gdy robiliśmy te wszystkie zdjęcia pan i pani w sklepie naprzeciwko nieźle się z Nas śmiali). Trzeba było zostawić duuuużo czasu na nagranie hymnu. W związku z tym ponownie udaliśmy się na przystanek tramwajowy, skąd pojechaliśmy do mieszkania Doruszki (zwanego dalej studiem nagraniowym). Ale zanim tam dotarliśmy, to na przystanku Sasza wykorzystała magiczną funkcję swojego aparatu i robiła Nam smerfowe zdjęcia (tak, byliśmy niebiescy!).
   Kiedy już dotarliśmy do studia nagraniowego nie tak od razu zaczęliśmy śpiewać. Najpierw odbyła się Dimowa sesja – w koszulkach, z kubkami, katalogami, szminką wprost od Oriflame (która później odegrała małą rolę…). Aparat pstrykał Nam mnóstwo zdjęć, a my w tym czasie ‘nacieraliśmy się’ Dimą z katalogu, ‘popijaliśmy’ herbatkę z Dimowego kubka, Sasza udawała, że maluje mnie łoriflejmową szminką, aż tu nagle w ruch poszła poduszka, zaczęliśmy się nią rzucać, aparat nadal robił zdjęcia. W końcu w magicznym locie poduszka spotkała się z przecudowną szminką i w efekcie tego krótkotrwałego romansu na poduszce pozostał ślad tego przelotnego spotkania kochanków...
   Po zakończeniu tych szalonych zdjęć postanowiliśmy nagrać krótki filmik ze zlotu specjalnie dla Dimy. Filmik nawet nie dwudziestosekundowy, a prób zrobiliśmy tyle, jakby to miała być jakieś ‘poważne’ nagranie ;) Ale dobrze, że próby były, bo inaczej Dima dostałby „Greetings from Poland from your Polish country” (by Sasza). Już poprawna wersja, ale równie zakręcona, poszybowała na yt, a do Dimy poprzez twittera dopiero wieczorem , bo twitter na doruszkowym komputerze zastrajkował.

   I w końcu przyszedł czas na ciężką pracę Naszych strun głosowych. W oczekiwaniu na sklejony podkład ćwiczyliśmy po kolei wszystkie części Naszego hymnu – do „Bolno”, „Believe” i „Nevozmozhnoe vozmozhno”. Śpiewaliśmy każdą z nich po kilkadziesiąt razy, poprawiliśmy „NV”, aż tu w końcu pojawił się Nasz cudowny podkład. I rozpoczęły się próby już całego hymnu. Okazało się, że poszczególne piosenki są nie do końca tak obcięte, jak być powinny, więc rozpoczęły się kolejne korekty – wykroiliśmy troszkę tekstu, aż w końcu już wszystko był git majonez. I znowu kilka razy całość, nagrywaliśmy się, nawilżaliśmy swe gardła wodą, sprawdzaliśmy jak to wychodzi i jeszcze raz – poprawka. W końcu Nasz czas dobiegał końca, więc zaśpiewaliśmy ostatni raz i ta wersja pójdzie w świat! (pewnie ją puszczą w LoveRadio, mówię Wam!).
   Gdzieś pomiędzy tym wszystkim odśpiewaliśmy 100 lat naszej Szefowej, która wkrótce obchodzi swoje urodziny :) No i odbył się słynny już dialog:
Api : Doruszka, masz marker?
Sasza : A po co Ci marker do łóżka?

Ogarnęliśmy się i wyruszyliśmy na przystanek tramwajowy. Mieliśmy jeszcze trochę czasu do przyjazdu tramwaju, więc Gosia i Mikołaj postanowili jeszcze wejść do sklepu. Nie ma ich i nie ma, a tu nagle widzimy z oddali zbliżający się tramwaj! Nagle Gosia wyskakuje ze sklepu, biegnie w Naszą stronę, tramwaj podjeżdża na przystanek, a Mikołaja nadal nie ma (a pociąg za pół godziny!). Nagle patrzymy, jest, wychodzi ze sklepu! Ktoś krzyczy do mnie i do Margaret „Wsiadajcie wolniej, żeby Mikołaj zdążył”. Motorniczy dzwoni (na nas, że wolno wchodzimy, czy na Mikołaja, że mu po torach przebiega???), Mikołaj dobiega do tramwaju, uff, jest z Nami, tramwaj rusza… Kiedy tramwaj zatrzymuje się na odpowiednim przystanku, Margaret wybiega z niego i gna na dworzec, bo musi jeszcze kupić bilet i znaleźć właściwy peron, a ma niecałe 15 minut. Reszta za nią, jakoś wolniej, bo wszyscy bilety już mieli, no i pociągi odjeżdżały później. Dotarliśmy na peron, widzimy Margaret, która właśnie kupuje bilet, zdążyła! Pociąg Saszy stał już na peronie, Nasz właśnie wjeżdżał, pożegnanie i wsiadamy do swoich pociągów. Znaleźliśmy całkiem puściutki przedział. Mówię do reszty, że przecież na drzwiach jest kartka, że ogrzewanie jest tutaj zepsute. Stwierdzają, że to nic, przecież pojedziemy tylko dwie godziny. Okej! No i po niedługim czasie siedzimy przykryci kurtkami! :D Daria przywdziała jeszcze dwie warstwy na swoją Bilanową koszulkę. W przedziale obok była jakaś impreza - kolesie gadali, śpiewali, nawijali we wszystkich możliwych językach (głównie niemieckim) i mieliśmy z nich niezłą polewkę ;) W drodze powrotnej obejrzeliśmy wszystkie zdjęcia z aparatu Darii (samych ‘schodowych’ było prawie 150!), a później jeszcze filmiki Pauliny (jeden trwał chyba jakieś pół godziny?). W końcu wjechaliśmy do Poznania. Bardzo szybkie pożegnanie, bo każdy udawał się w inną stronę i tak oto zakończył się Nasz kolejny przecudowny zlot. Czekamy na następne, które będą równie wesołe, zwariowane i zakręcone jak ten!!!
 


Api:

   Sobota, 19 lutego 2011 rok, godzina 4:30 w telefonie zaczyna odzywać się budzik BiS - Mr dj, czas wstać i ogarnąć się. 5:30 wyjazd do Poznania na dworzec PKP. 7:00 spotkanie z trójką DBściaków ( martusienka91, mwrussiadb, kibic). 7:38 odjazd pociągiem do Wrocławia.

   W pociągu wszyscy senni,więc skorzystaliśmy z okazji i chociaż na 20 minut strzeliliśmy sobie drzemkę, droga nawet w miarę szybko minęła i bez żadnych komplikacji, więc punktualnie o 10:15 Poznaniacy nawiedzili Wrocław.
    Doszła Doruszka, następnie Margaret, później wszyscy czekaliśmy na Sasze. Na słowa " jesteście głodni, idziemy najpierw coś zjeść?" większość odpowiedziała zdecydowane TAK, więc nie zostało nam nic innego jak udanie się do Galerii Dominikańskiej. Spędziliśmy tam nawet dużo czasu. Zaczęło się od jedzenia, potem omówienia planów do zrealizowania na tutejszym zlocie, a następnie włączenie aparatów i zrobienie zdjęć. Aparat był najczęściej używaną i prawie wcale nie wyłączaną rzeczą na zlocie.
    Zdjęcia naszych telefonów, wspólne zdjęcia przy fontannie, na ruchomych schodach, w windzie, przy samochodach, przy Elvisie, w tramwaju i wcale nie przeszkadzało nam to, że ludzie na nas się patrzyli czy też to, że śmiali się itp. Dla nas to była wspaniała zabawa.
    Po zrobieniu wszystkiego w galerii pojechaliśmy do mieszkania Doruszki, tam odbyła się sesja zdjęciowa ( bardzo zabawna) z gadżetami związanymi z Dimą Bilanem ( katalogi Oriflame, kubki, buttony, legitymacje...) następnie zaczęły się próby do nagrywania Hymnu OPFC DB, było kilkanaście prób i oficjalne nagranie, oczywiście bolały potem gardła, jakże by inaczej, niestety zbliżała się już godzina odjazdu naszych pociągów, więc musieliśmy jechać, niektórzy mieli pociąg wcześniej, inni później. Przyjechaliśmy na dworzec, pożegnaliśmy się i rozdzieliliśmy, każdy poszedł do swojego pociągu.
    To jest takie bardzo miłe, że spotykasz osoby, które interesują się tym samym, macie te wspólne tematy, doskonale się rozumiecie.
Czekam na następny zlot!

Skomentuj

- Copyright © Strona Oficjalnego Polskiego Fan Clubu Dimy Bilana - Powered by Blogger - Designed by Johanes Djogan -